Polscy siatkarze nie zostali mistrzami świata. W finale 1:3 z Włochami
Reprezentacja Polski nie zdobyła jednak trzeciego z rzędu tytułu mistrza świata siatkarzy. W meczu finałowym w Katowicach uległa Włochom 1:3 (25:22, 21:25, 18:25, 20:25). Brązowy medal dla Brazylii po zwycięstwie nad Słowenią 3:1.
Od pierwszych piłek finału było widać, kto tego dnia jest lepszy. Włosi praktycznie wszystko robili lepiej. Zagrywka, odbiór, atak. Kiedy oni walili czysto i mocno Polacy atakowali po kilka razy, po rękach, z trudem. Kiedy rywale w pierwszej partii prowadzili 21:17 i zdawało się, że mają wygraną w garści nastąpił przełom. Polacy dogonili rywali i właściwie na ich życzenie rozstrzygnęli seta na swoją korzyść.
W drugim secie było nieźle, nasi długo prowadzili, ale w końcówce pękli. Zamiast 2:0 zrobiło się 1:1 i od tej pory gra wyglądała coraz gorzej. Można powiedzieć, że nie widziano jeszcze Polaków grających tak słabo. A przede wszystkim nie widziano tak słabego Bartosza Kurka. Nikola Grbić na długo posadził kapitana i lidera drużyny w rezerwie. Do tego z powodu kontuzji meczu nie dokończył jeden z lepszych w zespole Aleksander Śliwka.
Widać było, że poprzednie dwie pięciosetówki spowodowały olbrzymi wydatek energetyczny. Polacy zgaśli, zdarzało się, że się ze sobą zderzali, co zwykle nie zdarza się na takim poziomie. W sumie srebrny medal to też wielki sukces. Ale wiadomo, jak przegrywa się finał, zwłaszcza u siebie, to trudno być zadowolonym.
To piąty medal Polaków w mistrzostwach świata. Po złocie w 1974 roku, potem przyszło srebro w 2006, a potem złota w 2014 i 2018. Teraz jest srebrny. Trzy razy z rzędu tytułu zdobyć się nie udało.
Złota nie było, ale były mniej istotne nagrody indywidualne. Kamil Semeniuk razem z Brazylijczykiem Lealem został wybrany najlepszym przyjmującym turnieju. Mateusz Bieniek razem z Włochem Gianlucą Galassim najlepszym środkowym. Słaby w finale Bartosz Kurek dostał nagrodę dla najlepszego atakującego. MVP imprezy wybrano Włocha Simone Gianellego.