Zarabia ponad 100 tys. euro za czytanie gazety i jedzenie kanapek. Pozwał pracodawcę
Pracownik kolei irlandzkich pozwał swoich pracodawców, ponieważ czuje się znudzony wykonywanymi obowiązkami i jak twierdzi - nie może w pełni wykorzystywać umiejętności. Mężczyzna zarabia 121 tysięcy euro rocznie za - jak powiedział w czasie rozprawy - "czytanie gazety, jedzenie kanapek i chodzenie na spacer".
Dermot Mills jest od 2010 roku menedżerem finansowym w przedsiębiorstwie kolejowym Irish Rail w Dublinie. W 2014 roku zgłosił obawy dotyczące kwestii księgowych w swojej firmie, sporządził raport wewnętrzny. Później miał zostać powstrzymany przed objęciem większej odpowiedzialność w firmie. W trakcie rekrutacji w 2018 na wyższe stanowisko, został pominięty. Jego zdaniem jest karany za ujawnienie kwestii księgowych. Co więcej, uważa, że jego kara ma jeszcze jeden wymiar. Twierdzi, że zredukowano zakres jego obowiązków.
Według "Daily Mail", przed 2014 rokiem odpowiadał z budżety kapitałowe o wartości kilkuset milionów euro. Brał udział w pracach zarządu. Później, kiedy zaczął przedstawiać nieprawidłowości księgowe, twierdzi, że był zastraszany.
W 2013 roku poszedł na trzymiesięczny urlop zdrowotny. Wrócił, wtedy pracodawca miał go zapewnić, że w firmie zajmie to samo stanowisko i dostanie to samo wynagrodzenie. Powierzono mu nowe zadanie. Miał odpowiadać za sprawy dłużników firmy. Kiedy zaczynał, długi były na poziomie 8 milionów euro. W tej chwili to 40 tysięcy euro i pan Mills ma niewiele pracy.
- Gdybym dostał coś, co wymaga ode mnie pracy raz w tygodniu, byłbym zachwycony - powiedział przed Komisją ds. Stosunków w Miejscu Pracy, która orzeka w tej sprawie. Zeznając, zrelacjonował swój dzień pracy. - Albo pracuję z domu, albo z biura. Dwa dni w domu, trzy w biurze. Jeśli idę do biura, przychodzę na 10 rano. Kupuję dwie gazety i kanapkę. Zajmuje stanowisko, włączam komputer, przeglądam maile. Nie ma maili związanych z pracą, żadnych wiadomości, komunikacji służbowej, ze współpracownikami - podkreślał Mills.
- Siedzę, czytam gazetę i jem kanapkę. Około 10:30, jeśli jest mail, który wymaga odpowiedzi - odpowiadam. Jeśli muszę przy tym wykonać jakąś pracę, wykonuję ją - dodał. Następnie pan Mills idzie na lunch i posiłek zajmuje mu godzinę. Kolejną godzinę lub dwie, mężczyzna spaceruje po Inchicore w Dublinie. Potem wraca do firmy. - Jeśli nie ma nic do zrobienia, idę do domu - przyznaje.
Twierdzi też, że od 2014 roku ma zablokowaną możliwość szkolenia się i uczestniczenia w spotkaniach firmowych. Mimo mniejszego zakresu obowiązków, wciąż pobiera należną menedżerowi pensję - 121 tysięcy euro rocznie. Mimo to, ubolewa, że nie wykonuje pracy zgodnej ze swoimi kompetencjami.
Firma odpiera zarzuty o "ukaranie" pracownika. Przedstawiciele Irish Rail twierdzą, że nie ma dowodów na złe traktowanie pracownika.
Sprawa przed komisją została odroczona do lutego.