Relacja Polki z Galway - jak szalał Eowyn
Burza Eowyn szaleje na Wyspach Brytyjskich. Do redakcji Kontaktu24 z TVN 24 zgłosiła się pani Martyna, która od 14 lat mieszka w Irlandii. Kobieta przedstawiła, jak wyglądają konsekwencje gwałtownej pogody w mieście Galway.
Do redakcji Kontaktu24 zgłosiła się pani Martyna, która od 14 lat mieszka w Irlandii. Kobieta przedstawiła, jak wyglądają konsekwencje gwałtownej pogody w mieście Galway.
- Aktualnie jesteśmy zamknięci w domach, jest zakaz wychodzenia. Z tego co widzę na mediach społecznościowych, miasto jest zdemolowane. Drzewa, dachy, wszystko lata. Prąd został włączony około godzinę temu i chociaż teraz jest lepiej, jesteśmy przestraszeni - opowiadała.
Jak dodała, wiatr rozrywał drzewa na pół, uszkodzone są także ogrodzenia.
- Jest to najsilniejszy sztorm, jaki nawiedził Irlandię, padły rekordy [prędkości porywów - przyp. red.] wiatru. Galway leży nad Oceanem Atlantyckim, więc cały huragan zaczął się właściwie od nas. Generalnie sytuacja jest bardzo poważna, wszystko jest pozamykane, a my stosujemy się do zaleceń i siedzimy w domach. Huragan zaczął się około drugiej, trzeciej w nocy i ludzie wcześniej zostali poinformowani, że sztorm się zacznie. Ostrzegano nas, że powinniśmy mieć zapasy jedzenia i wody, że miejsca pracy będą zamknięte - skomentowała.
Pani Martyna przekazała, że mieszkańcy mieli czas, by odpowiednio się przygotować. Od kilku dni o utrudnieniach mówiono w mediach.
- Cały czas dostajemy komunikaty z zaleceniami, żeby nie wychodzić z domu. Mamy małe dzieci, więc z przedszkola także otrzymaliśmy informację. Najważniejszą kwestią były zakupy przede wszystkim zapasy jedzenia, świeczki. To sytuacja bezprecedensowa. Nie było prądu, więc godzinę temu dopiero włączyliśmy ogrzewanie. Wcześniej ludzie starali się jakoś poprzestawiać auta, a ciężkie rzeczy i rowery musiały być schowane do szopy - dodała.
fot. Martyna