Wbrew obawom w Dublinie nie doszło do kolejnych zamieszek
Wbrew obawom wyrażanym przez irlandzką policję, noc z piątku na sobotę upłynęła w Dublinie spokojnie i nie doszło do powtórzenia się zamieszek, jakie miały miejsce w czwartek wieczorem. Tym niemniej niewielka liczba osób została w piątek wieczorem aresztowana.
W zapewnieniu spokoju w piątek wieczorem i w nocy z piątku na sobotę pomogły wzmocnione patrole policyjne, które były widoczne zwłaszcza na O'Connell Street, gdzie poprzedniego wieczora koncentrowały się zamieszki. Na ulicach miasta pojawiły się też dwie armatki wodne, które irlandzka policja ściągnęła od policji północnoirlandzkiej.
Czwartkowe zamieszki irlandzka policja określiła jako najpoważniejsze od wielu lat. Brało w nich udział około 500 osób, które rzucały w stronę funkcjonariuszy petardami, butelkami i innymi przedmiotami, niszczyły witryny sklepów i podpalały pojazdy. Obrażenia odniosło 60 policjantów, z czego trzech ciężkie, 13 sklepów zniszczono bądź obrabowano, zniszczono bądź spalono trzy autobusy miejskie i jeden tramwaj, a 11 samochodów policyjnych zostało uszkodzonych.
Szefostwo policji oraz irlandzki rząd obarczają winą za zamieszki chuliganów i zwolenników skrajnej prawicy. Jednak tym, co skłoniło manifestantów do wyjścia na ulice, było zdarzenie, do którego doszło w czwartek wczesnym popołudniem przed jedną ze szkół podstawowych w Dublinie, gdzie mężczyzna o imigranckim pochodzeniu dźgnął nożem trójkę kilkuletnich dzieci oraz nauczycielkę. Pięcioletnia dziewczynka oraz nauczycielka w wieku ponad 30 lat nadal przebywają w szpitalu, a ich stan zdrowia jest oceniany jako krytyczny. Hospitalizowano też sprawcę, który doznał obrażeń w czasie obezwładniania go przez świadków zdarzenia.
Dotychczas aresztowano 34 osoby, ale policja przekazała, że analizuje ponad 6 tys. godzin nagrań z monitoringu i kolejne zatrzymania są kwestią czasu.